Treba, nieabchodna napisać štości hodnaje maštabu Piatra Marcava, tamu što syšoŭ čałaviek-epocha, čałaviek-lehienda biełaruskaj žurnalistyki. Tryumfalny i trahičny. Publičny i samotny. Adzin taki.

Stolki ŭsiaho razam pieražyta — taho, što ŭvojdzie ŭ padručniki pa historyi žurnalistyki, ale siońnia heta nie zdajecca važnym. Płaču i čamuści ŭzhadvaju niejkija nieistotnyja dla historyi hłupstvy.

Pamiataju, u mianie zachvareŭ syn. I ja, nie dačakaŭšysia pakul hazietu adpraviać u drukarniu, źjechała dadomu. Nazaŭtra «BDH» vyjšła ź biełymi plamami na miescy, dzie pavinny byli być tablicy. Haniebny, niedaravalny prakoł, za jaki treba adrazu zvalniać. «Dy ničoha, — skazaŭ Piecia. — Jak syn?»

A kali ŭ mianie ruchnuła vialikaje kachańnie, jon, zrazumieŭšy, što mnie zusim kiepska, skazaŭ: «My jedziem na Narač».

— Nikudy ja nie pajedu.

— Pajedzieš.

— Nie pajedu.

— Chutka źbiraj rečy, albo ja palezu pa šafach i zrablu heta sam.

I my pajechali. I jon vyhulvaŭ mianie dvoje sutak. Na trecija stała lahčej.

Samaje pamiatnaje vinšavańnie z dniom naradžeńnia — taksama Piecia. Jon tady lažaŭ u lakarni i pryjści nie moh. Adnak akurat a 00.01 u mianie pačuŭsia zvanok u dźviery. Na parozie stajaŭ Piecieŭ kiroŭca z bukietam, nievierahodnaha pamieru. «Było stroha zahadana patelefanavać roŭna ŭ adnu chvilinu — ni paźniej, ni raniej. Paśpieŭ?»

A jašče pamiataju: nas ź im praniało na Ziemfiru i «Nieba Łondana». Kampanija była viasiołaja. «Nieba Łondana» — sumnaje. U vyniku my sustrakali śvitanak pad višniami, pad Ziemfiru razhladajučy nieba.

…Razumieju, što niasu niejkuju sientymientalnuju łuchtu. Ale čamuści siońnia nie pamiataju Marcava-vydaŭca, biznesmena, strohaha šefa. U maim kalejdaskopie siužetaŭ jon zusim nie načalnik i zusim nia pafasny. Jon dziŭny, utrapiony i čałaviečny.

Boža, nu čamu?!.

Клас
0
Панылы сорам
0
Ха-ха
0
Ого
0
Сумна
0
Абуральна
0

Chočaš padzialicca važnaj infarmacyjaj ananimna i kanfidencyjna?